środa, 11 września 2013

Rozdział IV

       Byłam wystraszona kiedy dostałam tę kartkę z groźbą. Nie wiedziałam jak mogli się dostać do domu, a co gorsza skąd wiedzieli gdzie mieszkam. Schowałam ją na dnie szuflady z bielizną, tak aby moja mama nie mogła jej znaleźć. Nie chciałam jej martwić, głupio wierzyłam, że to szybko się skończy. Zabarykadowałam wszystkie drzwi i zamknęłam szczelnie okna. Niestety już nie czułam się bezpiecznie w domu.

       Zrobiłam naleśniki, jednak nie mogłam nic przełknąć, więc wyrzuciłam je do śmieci. Szkoda, że nie mam psa. Dałby mi chociaż złudne poczucie bezpieczeństwa, i potowarzyszył mi kiedy jestem sama. Zadzwoniłam do Hinaty, chcąc wyrwać się chodź na chwilę od myśli krążących mi po głowie, jednak nie odbierała. Po trzech próbach zrezygnowałam i umówiłam się z Ino na zakupy. Było bardzo ciepło, jednak na szczęście w galerii pogoda nie dawała się we znaki. Spędziłyśmy tam kilka godzin oglądając ciuchy i plotkując. Później wstąpiłyśmy na późny obiad do jednej z naszych ulubionych knajpek.

       - Czemu wyszłyście tak szybko z imprezy? Sporo was ominęło. - spytała, kiedy oddaliła się po złożeniu przez nas zamówień jedna z młodych kelnerek pracujących w tym miejscu.

       - Tata Hinaty się martwił i postanowiłyśmy wrócić, aby Hinata nie miała problemów. Wiesz jaki on jest. - mruknęłam. Nie chciałam mówić Ino o tym co nam się zdarzyło. Myślałam, że to jest jakiś głupi żart, lub coś w tym stylu. Przynajmniej miałam taką nadzieję...

***

       Po spędzeniu, aż do wieczora, czasu z Ino i Kibą oraz Shikamaru, którzy dołączyli do nas później wróciłam do domu. Od razu poszłam sprawdzić czy wszystkie drzwi oraz okna są zamknięte, tak jak je zostawiałam. Na szczęście wszystko było w porządku. Chyba zaczynam wariować.

       Zeszłam na dół, do kuchni, aby nalać sobie wodę. Pijąc krystaliczną ciecz, myślami ciągle wracałam do sytuacji z wczoraj. Gdyby nie ten chłopak co nam pomógł, źle by było. Niezliczone pytania, które krążyły mi po głowie nie dawały mi spokoju, więc postanowiłam spróbować chociaż trochę je rozwiać. Ubrałam czarne trampki i zarzuciłam na siebie szarą bluzę, gdyż o tej godzinie było już chłodno. Zabrałam z komody klucze, które włożyłam do tylnej kieszeni jeans'ów i wyszłam z domu. Postanowiłam iść tam gdzie się to wszystko zaczęło, czyli tam, gdzie mnie i Hinatę napadli.

       Może i byłam głupia, w sumie, na pewno tak było, ale muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Przypuszczalnie jest to miejsce, od którego powinnam zacząć.

***

       Po podwiezieniu przez taksówkę w niedalekie miejsce od domu Karin ruszyłam w miejsce gdzie ostatnio zabłądziłam z Hinatą. Niestety... Chociaż, czy jeżeli nie znalazłybyśmy się tam, to czy nie złożyliby mi wizyty kiedy wracałabym do domu? Albo kiedy rano szła do szkoły? Albo przyszliby w nocy do mojego mieszkania i zrobiliby krzywdę i mojej mamie? Kimkolwiek byli nie mieli dobrych zamiarów, co udowodnili ostatnim razem.

       Będąc w jednej z ciemnych uliczek dostałam gęsiej skórki. W zasięgu wzroku nie było żadnej żywej duszy, a do moich uszu nie dochodził żaden odgłos. Czy to dobry znak?

       Ruszyłam przed siebie, gdzie po chwili skręciłam w kolejną uliczkę, gdzie przeszłam wzdłuż budynku i skręciłam w kolejną. Kiedy uciekałyśmy nie zwracałam uwagi na to dokąd biegniemy, gdyż nie sądziłam, że coś mnie napadnie, aby tu wracać. A jednak. Przy kolejnym końcu uliczki, którą aktualnie się poruszyłam miałam większy problem, bo było wyjście na prawo i na lewo. Wybrałam drugą opcję i ucieszyłam się (co nie świadczy o mnie najlepiej) widząc na końcu TO miejsce. Dziwne, ale pamiętam je bardzo dobrze. Serce przyśpieszyło swoje bicia, co znaczyło, że dobrze trafiłam. Wcześniej aż tak się nie bałam. Weszłam tam głębiej, rozglądając się za siebie czy aby na pewno nikt mnie nie śledzi. Nie zauważając nikogo, choć było ciemno, więc pewności co do tego nie miałam, ruszyłam dalej.

       Wyjęłam z torebki latarkę, którą na szczęście zabrałam ze sobą. Zaświeciłam i weszłam głębiej. Przy samym końcu zaczęłam się rozglądać, rzucając promieniami światła na wszystkie kąty, mając nadzieję na znalezienie jakiejś poszlaki, czegokolwiek związanego z ostatnim wieczorem. Bingo! Na ziemi leżała jedna z masek, którą wczoraj miał na sobie facet, z którym zostałam sam na sam.

       Zadrżałam na to wspomnienie i złapałam za przedmiot. Latarkę przysunęłam bliżej rzeczy, jaką aktualnie trzymałam w ręce. Była ona drewniana, w kształcie pyska psa. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Słysząc kroki, szybko schowałam maskę oraz wyłączyłam latarkę. Skierowałam się powoli do wyjścia ze ślepego zaułka i kiedy byłam przy końcu poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, jednak nim zdążyłam krzyknąć zasłonił mi usta dłonią. Osobnik, ciągnął mnie przed siebie, nie zważając na moje próby wyrwania się. Byłam totalnie przerażona i szamotałam się, mimo to i tak był on silniejszy ode mnie. W końcu zatrzymał się, chowając między jakimiś kartonami stojącymi tu. Przycisnął mnie do ściany stając do mnie przodem i wciąż zakrywając usta dłonią. Kiedy go zobaczyłam zaskoczona stwierdziłam, że był to ten sam chłopak, który ostatnio mi pomógł. Szybko mój wzrok przeniósł się za jego osobę kiedy usłyszałam głosy. Byli to ludzie, których zdążyłam poznać wczorajszego wieczoru. Teraz również mieli na twarzach maski. Na szczęście nie zauważyli nas i przeszli dalej, ale zdążyłam usłyszeć kawałek ich rozmowy, co zaserwowało mi jeszcze szybsze bicie serca, o ile to w ogóle było możliwe.

       ... - Naprawdę myślisz, że mogłaby wrócić tu znowu?

       - Nie wiem. Szef kazał sprawdzić. Podobno niezłe z niej ziółko. - zaśmiał się bez cienia wesołości. - Niestety nie dane było mi tego sprawdzić. - teraz to warknął.

       - Tak, nieźle ten gościu dał ci popalić. Jeżeli go spotkam to mu pogratuluję. - zaśmiało się kilku z nich, a dalej nie potrafiłam wyłapać słów jakie padały między nimi ....

       Kiedy zniknęli za rogiem odetchnęłam, a mój "towarzysz" znów zaczął mnie ciągnąc w nieznaną mi stronę. W tym momencie nie wiedziałam czy się bać czy cieszyć? W sumie pomógł mi znowu. Ale może prowadzi mnie gdzieś gdzie będzie mógł mnie zabić? Ale jeżeli miałby to zrobić, zrobiłby to wcześniej, prawda?

       Usłyszałam z daleka jakieś rozmowy i śmiechy, a niedługo potem czarnowłosy otworzył jakieś drzwi i wepchnął mnie do środka, sam wchodząc zaraz po mnie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Był to najprawdopodobniej jakiś bar czy coś w tym stylu. Byli tu praktycznie sami faceci nie licząc barmanki i kilku pojedynczych kobiet. Stały tu stoły do bilarda, automaty do gier, stoliki, przy których siedzieli mężczyźni sącząc piwo. W tle leciała głośna muzyka.

       Spojrzałam na czarnookiego, jak zdążyłam zauważyć, który mnie tu przyprowadził, a on skinął na miejsce w prawo, bardziej odosobnione i ciche, ale wciąż na widoku. Chociaż, jeżeli miałby mi coś zrobić to prawdopodobnie i tak nikt by nie zareagował. Przeszedł obok mnie, kierując się wyznaczone przez niego miejsce, a ja niepewnie ruszyłam za nim.

       - Ostrzegałem cię, abyś się tu więcej nie pokazywała. - warknął kiedy się zbliżyłam. Oho, nie zaczyna się dobrze.

       - Dlaczego miałabym cie słuchać? Nie znam cię, jesteś dla mnie obcy. I nie mam pojęcia co tutaj się dzieje! - prawie krzyknęłam z frustracji. O co w tym wszystkim, do cholery chodzi? - Kto to był? Kim jesteś? Czego ode mnie chcą jacyś ludzie w maskach? Co j...

       - Wystarczy. Nie powinno cię tu być, powinnaś być bardziej ostrożna. Przestań zadawać pytania, bo i tak ci na nie nie odpowiem. A teraz, po pierwsze, oddaj mi to co stamtąd zabrałaś, a po drugie daj mi kluczyki do samochodu.

       - Słucham? Co, ja ...

       - Maska. Oddaj mi maskę.

       - Skąd ty wiesz, że...

       - Dasz mi ją z własnej woli, czy sam mam ci ją odebrać? - Co to ma być? Nie dał mi nawet dokończyć zdania! Widząc jego groźny wzrok, wyciągnęłam z torebki przedmiot, który on wyrwał mi z ręki.

       - A teraz daj kluczyki od samochodu. Odwiozę cię. Niebezpiecznie, abyś teraz sama wracała do domu.

       - Nie mam samochodu. - spojrzał na mnie zaskoczony. Po chwili westchnął.

       - Dobra. Odwiozę cie. Chodź. - jednak ja nie ruszyłam się z miejsca. - Powiedziałem: chodź. - powtórzył, jednak teraz już nieco wkurzony.

       - Dlaczego mam ci powiedzieć gdzie mieszkam? Skąd mam wiedzieć czy masz dobre zamiary? To co się ostatnio stało, podpowiada mi abym nie ufała ludziom, których nie znam, a zwłaszcza takim jak ty.

       - Gdybym miałbym ci coś zrobić nie trudziłbym się i zrobił to już dużo wcześniej. Na przykład wczoraj. - jego ton głosu był lodowaty, a oczy zimne. - Jeżeli chcesz możesz wracać sama, i spotkać tych typków, a gwarantuję ci, że oni nie będą tacy mili jak ja.

       Widzę, że mamy inne zdanie na temat bycia miłym... - Dobra. Zabierz mnie do domu. - powiedziałam, mijając go i ruszając w kierunku wyjścia.

***

       Oparłam się plecami o drzwi frontowe, kiedy je już zamknęłam. Sasuke, tyle udało mi się od niego dowiedzieć przez całą drogę jazdy samochodem. Od razu kiedy wysiadłam z auta odjechał z piskiem opon. Nie zdążyłam mu nawet podziękować, ale jak nie to nie! Mojej mamy jeszcze nie było, jednak niedługo powinna wrócić ze szpitala. Ruszyłam w kierunku schodów, marząc jedynie o gorącym prysznicu i zastanawiając się jakie masochistyczne pobudki kierowały mną, aby tam pójść.

2 komentarze:

  1. Na twojego bloga trafiłam dzięki "Lapidarium Narutowskie" i zaciekawiona opisem weszłam na niego, a może też pod wpływem pewnego sentymentu do bloga o gangsterskiej tematyce, którego czytałam kilka lat temu? Widząc śliczny, minimalistyczny szablon(robiłaś go sama?), zabrałam się za czytanie. Masz przejrzysty, prosty styl, który dobrze się czyta. Niestety, jak to ja, muszę zawsze coś skrytykować. Mam nadzieje, że cię tym nie urażę. Ale uważam, że każda ( no może nie każda, tej chamskiej nie toleruje) krytyka jest lepsza niż słodkie kłamstwa. Przecież dzięki niej wiemy, co mamy poprawić, co dodać. Naprawdę pomaga. Dobra, no teraz powiem co mi się nie podoba, a jest to długość twoich rozdziałów. Są stanowczo za krótkie. Powinnaś je bardziej rozbudować. Wiem, nie liczy się ilość, lecz jakość, ale bądźmy rozsądne jeden z twoich rozdziałów, numer 3 trudno jest nazwać rozdziałem, z powodu tego jaki jest króciuteńki. Dłuższe rozdziały pozwolą bardziej wczuć się w twoją historie, dodaj więcej przemyśleń swoich bohaterów, bo właściwie po tych 4 rozdziałach nic o nich nie wiemy.

    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny.
    Miliko

    OdpowiedzUsuń
  2. ahhh fajnie tylko krótko :// mam nadzieję, że już niedługo dodasz nową(dłuższą) notkę
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń